Masza obudziła się w sali szpitalnej po wypadku, który prawie kosztował ją życie.
Kręciło jej się w głowie, ciało było wyczerpane, ale co najważniejsze, żyła.
Lekarz powiedział, że ma szczęście i jeśli nie będzie powikłań, będzie mogła wrócić do zdrowia.
Ale w chwili, gdy otworzyła oczy, pokój był pusty – zza drzwi dobiegały tylko stłumione dźwięki.
Wtedy Masza usłyszała głos męża rozmawiającego przez telefon. Mówił cicho, ale ona wychwytywała każde słowo: „Tak, żyje, ale lekarze mówią, że szanse są nikłe… testament jest już gotowy… w razie czego, wszystko wkrótce otrzymam”. Te słowa przeszyły ją jak nóż. Wyraźnie liczył na jej śmierć i planował przejąć ją w posiadanie dziedzictwo.
Masza poczuła, jak lodowata fala uderza w jej serce. Świadomość zdrady męża, z którym żyła tyle lat, była nie do zniesienia. Nagle uświadomiła sobie, że ten, który miał przy niej być i się nią opiekować, czekał na jej śmierć dla pieniędzy. Zamiast jednak otworzyć się i powiedzieć mu, że wszystko słyszała, postanowiła działać inaczej.
Żona powoli wróciła do łóżka i udawała, że znów straciła przytomność. Kiedy mąż wrócił na oddział, udawała osłabioną, ledwo utrzymującą się na krawędzi życia. Słuchała, jak mówił coś z udawanym zaniepokojeniem, udając zmartwienie. Ale teraz znała prawdę.