Kiedy zdałem sobie sprawę z tego, co zrobiła moja własna matka, uśmiechnąłem się.
To było do przewidzenia; nie traktowała mnie dobrze, więc nie było powodu, by zaczynać.
Ale co innego, gdy matka po prostu nie zwraca na ciebie uwagi, traktuje cię jak obcego.
Zrobiła mi coś tak podłego i niskiego, że w gardle stanęła mi lepka, nieprzyjemna gruda. Zebrałam się w sobie i podjęłam najsilniejsze możliwe działania.
Patrzę na relacje mojego męża, Siergieja, z jego matką i łapię się na myśli, że potajemnie mu zazdroszczę. Nie, nie myśl nic złego, zazdroszczę w dobry sposób, szczerze cieszę się z ich wzajemnego zrozumienia i harmonii. Olga Władimirowna uwielbia naszą córkę Olesię, a mnie traktuje jak własną córkę. To dość rzadkie zjawisko, ponieważ z reguły teściowa rzadko znajduje wspólny język z synową, ale u nas wszystko jest zupełnie inne.
- Annushka, cześć, – Olga Vladimirovna przychodzi nas odwiedzić. – Słuchaj, zrobimy dzisiaj placek z kurczaka? Dostałam dziś w pracy taki świetny przepis, mówią, że to coś fantastycznego…..
Olga mieszka zaledwie dwa domy od nas, więc często wpada w odwiedziny – przynieść coś smacznego, zajrzeć do syna i wnuczki, a także po prostu pogadać ze mną o tym i owym. Traktuję ją jak własną matkę, ponieważ moja matka zdradziła mnie w dzieciństwie. Olga bardzo dobrze zna moją historię, więc stara się jak najlepiej wypełnić pustkę, która powstała w mojej duszy. To tutaj powinna być opieka mojej matki, ale jej nie było.
- Nie płacz, Anka! – powiedziała surowo mama, pakując moje rzeczy. – Skoro ojciec nas porzucił, zostawiając bez środków do życia, to będę musiała pracować, żeby nas utrzymać.
Stałam na korytarzu i ze łzami w oczach patrzyłam, jak mama gorączkowo pakuje walizki, wydając polecenia na lewo i prawo:
- Anka, przynieś mi moją lokówkę, zapomniałam jej w sypialni. Mamo, zawiń kurczaka w kolejną warstwę gazety, jest zbyt tłusty. No i co jeszcze… Anka, zapomniałam kosmetyczki, weź ją z przedpokoju.
Mama zawsze mówiła do mnie „Anka”, jakbym była jakąś wiejską krową albo kozą. Z jej ust moje imię brzmiało jakoś kanciasto i chamsko, bez jednej nuty miłości w głosie. Mój własny ojciec, bez względu na to, jak bardzo był „roztargniony”, zawsze delikatnie nazywał mnie „Annushka” lub „Anyuta”, bardzo mi się to podobało.
Znałam powody, dla których matka mnie nie lubiła:
- Wszystko w szczęściu jej ojca, nic z mojego wyglądu. Te same niebieskie oczy, kolor włosów, ugh, Boże wybacz mi, nie chcę pamiętać!
Matka zawsze wyżywała się na mnie za to, że ojciec odszedł z domu do innej kobiety. Doskonale rozumiałam ojca, bo zły humor matki to coś, co mało kto jest w stanie znieść. Ciągle dokuczała ojcu za to, że znika w pracy, nie poświęca nam zbyt wiele uwagi. Co innego mógł robić mój ojciec? Pracował na północy, na zmiany, świetnie zarabiał. Mama zawsze szukała w nim wad i pewnego dnia ojciec po prostu nie wytrzymał – spakował swoje rzeczy i wyjechał na dobre.
Mama powiedziała, że zadzwoni do mnie, kiedy się urządzi i wyszła. Babcia objęła mnie ramieniem:
- To nic, Annushka, daj jej spokój. Musi pracować, znajdzie dobrą posadę.
Zostałyśmy z babcią same, a mama po jakimś czasie znalazła nie tylko dobrą posadę, ale i „dobrego” mężczyznę.
- Pozytywnego, solidnego, reprezentacyjnego! – Mama chwaliła się babci przez telefon. – Nie ma sobie równych.
Tym „straszakiem” był chyba mój ojciec. Małżeństwo mamy traktowałam dość neutralnie, szczerze mówiąc było mi zupełnie obojętne jak mama „zapuści tam korzenie”. Byłem szczęśliwy mieszkając z babcią, która zastępowała mi matkę i ojca.
Czas mijał, mama wyszła szczęśliwie za mąż, miała z mężem syna Deniskę. Przyjechali do nas kilka razy, miasto, w którym mieszkała moja matka, było tylko 50 kilometrów od naszego. Minęły trzy lata i poniosłam najcięższą stratę – odeszła moja babcia. Odeszła jakoś cicho i niepostrzeżenie, we śnie. Miałem wtedy 14 lat.
Moja mama zorganizowała pożegnanie i powiedziała, że nie mogę mieszkać sama, jestem za młoda. Mieszkanie musiało zostać wynajęte i przeprowadziłem się z mamą, do jej nowej rodziny.
- Dlaczego ją tu sprowadziłeś? – Walery Michajłowicz, mój ojczym, syczał na mamę. Był starszy od mamy o dobre dziesięć lat i sprawiał raczej nieprzyjemne wrażenie – z wielkim brzuchem, łysy i ze złotymi zębami. Zastanawiałam się, w czym był lepszy od taty, jak mówiła mama.
Mój przyrodni brat jeszcze niewiele rozumiał, uśmiechając się szerzej, podczas gdy mama wzdychała za każdym razem, gdy na mnie patrzyła. Widać było, że jest dla niej ciężarem. Pewnego dnia mama zawołała mnie do kuchni, posadziła przy stole i spytała z czołem:
- Anya, nie jesteś ślepa, wszystko widzisz i rozumiesz, prawda?
- Co dokładnie, mamo? – Zadałam pytanie, chociaż z pewnością rozumiałam jego istotę.
- No, Walery Michajłowicz cię nie lubi, do jasnej cholery! – odpowiedziała mama. – Odkąd pojawiłaś się w naszej rodzinie, robimy tylko takie afery. Może powinnaś zamieszkać z ojcem. Jest taki dumny, że wyglądacie tak samo….
Nie sprzeciwiłem się i mama podniosła słuchawkę. Rozmawiali przez jakieś pięć minut. Z twarzy mamy można było wyczytać, że nie podobają jej się informacje, które otrzymuje od byłego męża. Potem pożegnała się sucho i prawie rzuciła słuchawką w ścianę:
- Gratulacje, Anno, twój własny ojciec też cię nie potrzebuje!
Szczerze mówiąc, bardzo zabolało mnie słowo „też” wypowiedziane przez mamę. Co to miało znaczyć? Nikt mnie nie potrzebuje, ani mama, ani tata? On ma nową rodzinę, kolejne dziecko, a ja zostałam bez rodziców.
Płakałam całą noc. Bardzo trudno jest uświadomić sobie, że na tym świecie jesteś sam, nie masz z kim porozmawiać, wylać swojej duszy, a jest w niej wiele nagromadzonych.
Po otrzymaniu świadectwa w nowej szkole wróciłem do rodzinnego miasta i wstąpiłem na uniwersytet pedagogiczny. Zaczęłam mieszkać w mieszkaniu babci i żeby jakoś się utrzymać, dostałam pracę w kawiarni jako kelnerka. Ani od matki, ani od ojca nie widziałem ani grosza, byli całkowicie pochłonięci przez nowe rodziny.
W sercu była taka zamieć, jakby to ode mnie Ewa Polna wzięła obraz do swojej piosenki. Jednak jedno spotkanie, jak się okazało, może naprawić wiele, a raczej – wszystko.
- Anno, daj mi książkę skarg i zażaleń – poprosił mnie przystojny młody mężczyzna, stały bywalec naszej kawiarni. Zawsze zajmował to samo miejsce – przy oknie.
Facet zawsze był wierny sobie, zamawiając mocną kawę bez cukru, croissanta i nic więcej. Już dawno zauważyłem, że młody człowiek przygląda mi się bardzo uważnie, jakby próbował dostrzec coś wyjątkowego.
Życzenie klienta jest prawem. Przyniosłem mu właśnie tę książkę. Ciekawe, co w niej napisze? Będzie narzekał czy sugerował? Facet pisał coś bardzo długo, po czym zatrzasnął książkę, wręczył mi ją, zapłacił i wyszedł.
Ciekawość wzięła nade mną górę. Poczekałem, aż wyjdzie i otworzyłem książkę. To, co przeczytałam, zszokowało mnie!
„Droga Anno, twoje imię jest napisane na twoim identyfikatorze, więc dobrze je znam. Zdradzę Ci sekret – chodzę do tej kawiarni tylko dla Ciebie…”. Potem nastąpiło wzruszające wyznanie miłości od pierwszego wejrzenia, wiersz własnego autorstwa i numer telefonu. Nadawca tego romantycznego listu nazywa się Sergey.
Wieczorem napisałam mojemu tajemniczemu wielbicielowi SMS z podziękowaniem: „Drogi Siergieju, bardzo dziękuję za miłe słowa, bardzo nieoczekiwane”. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać: „Powiedz mi, Anya, jesteś wolna jutro wieczorem? Chciałem zaprosić cię do restauracji, żebym nie musiał chodzić po kawiarniach.
Akurat miałem wolny dzień i chętnie zgodziłem się na tę randkę. Siergiej okazał się nie tylko bardzo przystojnym facetem, ale też wielkim polimatem, po prostu prawdziwą encyklopedią. Ale nie był nudziarzem, jak niektórzy ludzie, każda informacja, która wyszła z ust faceta, była bardzo dowcipnie przedstawiona.
Zaczęliśmy się spotykać i za kilka tygodni Siergiej przedstawił mnie swojej matce – Oldze Władimirownej. Jakże byłem zaskoczony, że mama Sierioży mieszka niedaleko, dosłownie dwa kroki stąd. Z przyszłą teściową bardzo szybko znaleźliśmy wspólny język, zwłaszcza że jest ona również nauczycielką – nauczycielką języka angielskiego.
- Nie miałabyś nic przeciwko, gdybyśmy po studiach wzięli ślub? – odpowiedziałam kiedyś na propozycję Sierioży.
Odpowiedział, że jest gotowy czekać do końca życia. Po ślubie przeprowadziliśmy się do mojego mieszkania i zaczęło się spokojne i przytulne życie rodzinne.
- Hurra! Będę ojcem! – krzyknął Sierioża, gdy oznajmiłem mu radosną nowinę. – Na pewno będziemy mieli dziewczynkę, nazwiemy ją Olesia, nie masz nic przeciwko?
- A dlaczego Olesia? – Byłam zaskoczona.
- W tłumaczeniu to imię oznacza „lśniący” – powiedział mi mój ulubiony polimat. – Naprawdę chcę, żeby nasza córka świeciła przez całe życie.
Bardzo romantyczne, nie sądzisz? Mój mąż i teściowa nie mogli się nacieszyć naszą małą księżniczką. Sierioża własnymi rękami urządził wspaniałą sypialnię, kupił mnóstwo zabawek, nawet ogromnego misia, cztery razy wyższego od kochanki.
- Niech zaprzyjaźnia się od niemowlęctwa” – śmiał się jej mąż. – Ale szczerze mówiąc, ten akurat bardzo mi się podobał.
Nagle w naszym mieście pojawiła się moja matka z moim adoptowanym bratem. Przedstawiłam ją mężowi i córce, ale matka nie zwróciła na nich najmniejszej uwagi, była całkowicie pochłonięta własnymi problemami.
- Dlaczego jestem karana w ten sposób? – skarżyła się. – Drugi mąż nie był lepszy od pierwszego. Wiesz, ile przykrych rzeczy powiedział mi podczas separacji?
Z grubsza wiedziałam, o co mu chodzi, bo doskonale pamiętam, co krzyczał mój ojciec. Mama zorientowała się, że mieszkanie babci jest zajęte i nie ma do niego żadnych praw – babcia dała mi akt darowizny. Musiała wynająć mieszkanie, poszukać nowej pracy i wyprawić Denisa do szkoły. Pomagałam jej jak mogłam, ale mama przyjmowała moją pomoc jakoś oschle, jakbym była jej coś winna.
- Zostawiła cię w najbardziej naturalny sposób – udowodnił mi mój mąż. – Byłaś w wieku, w którym dziecko, zwłaszcza dziewczynka, potrzebuje matki. A co się stało po tym, jak się do niej wprowadziłeś? Znowu skręciła za róg.
Mój mąż jest bardzo opiniotwórczy, zgadzam się, ale niesamowicie sprawiedliwy. Nie był skąpy, pomagał finansowo nowej teściowej, ale trzymał się od mojej mamy z daleka. Ona też nie chciała się do niego zbliżać, choć pieniądze przyjmowała z wielką ochotą.
Bez względu na to, jak bardzo starałem się poprawić nasze relacje z nią, bez względu na to, ile prezentów dałem, moja matka była zimna, a Denis ogólnie był wielkim milczeniem.
A potem nastąpiły wydarzenia, które całkowicie zniszczyły nasze relacje z matką. A stało się to tak. Pewnego sobotniego popołudnia postanowiłem zabrać młodszego brata do centrum handlowego, pozwolić mu postrzelać na strzelnicy, zjeść lody, a tam nie ma zbyt wielu rozrywek dla dzieci. Mama też przyszła.
- Mamo, mamo, obiecałaś mi słuchawki bezprzewodowe, pamiętasz? – Nagle odezwał się mój zawsze milczący przyrodni brat.
- Jak będą pieniądze, to je kupię – powiedziała dość niegrzecznie mama. – Powinniśmy teraz myśleć o zakupach spożywczych, a nie o czymś tak błahym jak słuchawki.
Denis opuścił ponuro głowę. Zrobiło mi się szalenie żal brata i postanowiłam zrobić dobry uczynek.
- Mamo, weź moją kartę, kup Denisowi słuchawki i pozwól mu posłuchać muzyki – podałem mamie moją kartę bankową. – Kod PIN „1782”, jeśli potrzebujesz.
Denis uśmiechnął się zadowolony, najwyraźniej mama nieczęsto rozpieszcza go prezentami. Poszli do sklepu ze sprzętem, a ja poczekałem na krewnych w kawiarni, bo nie byłem wielkim fanem smartfonów i innych gadżetów.
- Proszę, dziękuję – mama wręczyła mi kartkę po powrocie. – Denis narzeka na chorobę, więc chyba powinniśmy już iść.
Nic nie zrozumiałem. Dlaczego wyszli w takim pośpiechu? Kiedy przechodziłam obok działu obuwniczego, nagle zobaczyłam przepiękne buty, które aż kusiły, żeby je przymierzyć. Nie mogłam oprzeć się pokusie, weszłam i przymierzyłam je. Buty naprawdę mi odpowiadały. Od dawna chciałam odświeżyć swoją garderobę! Musimy teraz myśleć o produktach, a nie o tak niegrzecznych rzeczach jak słuchawki.
- Przykro mi, ale nie ma pan wystarczającej ilości pieniędzy na koncie – szepnęła młoda sprzedawczyni. – Nie ma pan gotówki?
- Zaraz, to musi być jakaś pomyłka – odpowiedziałem. – Na karcie powinny być pieniądze, całkiem sporo. Tylko jeśli…
I wtedy uderzyło mnie bardzo złe podejrzenie. Natychmiast zadzwoniłem do matki i zadałem jej rozsądne pytanie o pieniądze.
- Zabrałam ci wszystkie pieniądze z karty, zarobisz więcej – odpowiedziała mi mama.
- Zapomniałaś, że jestem tylko nauczycielką i nie pobieram tych pieniędzy? – odpowiedziałam ponuro. – Miałam młodą córkę i własne plany co do pieniędzy.
Moja mama była uparta i nie chciała ich oddać:
- Mój były mąż absolutnie nie chce nam pomóc finansowo! Nawet twój ojciec był pod tym względem bardziej przyzwoitym człowiekiem.
Odpowiedziałam, że nie obchodzą mnie problemy finansowe zaniedbanej mamy:
- Mamusiu, jeśli nie oddasz mi tego, co zabrałaś, będę musiała iść na policję. Robię ci przysługę, a ty szukasz większej przysługi, to tak nie działa.
- Chodź do mojego domu – powiedziała matka. – Już wróciliśmy.
Szczerze mówiąc, po tym incydencie straciłem wszelką chęć komunikowania się z matką. Nie tak postrzegam relacje rodzinne. Poza tym mam kogoś, kogo mogę obdarzyć ciepłem – to moja ukochana córka i mąż. A mama… jest nią tylko formalnie, skoro stać ją na takie wybryki.