Żadnych przypadkowych znalezisk, tylko ukierunkowane poszukiwania artefaktów zaginionego Związku Radzieckiego na bezmiarze naszej rozległej Ojczyzny.
Tym razem przeczesywanie pasa leśnego w okolicach rozwiązanego po ZSRR garnizonu kolejowego dało nieoczekiwane rezultaty w postaci metalowego włazu, za którym kryło się nieznane…
Kilka metrów od pierwszego włazu znajdował się kolejny ciekawy obiekt: metalowa rura biegnąca gdzieś pod ziemię.
Jak widać po zbrojeniu, nie było ono nigdy zalane betonem, co oznacza, że obiekt był ledwo ukończony. Nie mieli też czasu na zamontowanie drabiny w rurze. Wróćmy do „naszego włazu”, który choć z biegiem czasu utknął, po kilku prostych manipulacjach nadal się otwierał.
Za nim niepozorna rura z metalowymi wspornikami schodziła pod ziemię – średnica była niewielka, ale wystarczająca, aby osoba przeciętnej budowy mogła zejść tam bez trudu. Co oznacza „pierwszy”. Wkrótce najcieńszy i najbardziej elastyczny członek naszej drużyny, pełniący rolę scouta, dał zielone światło i cała drużyna mogła paść.
I rzeczywiście pod ziemią znajdował się bunkier, ale nie ten właściwy! Bunkier w sensie dosłownym, z angielskiego bunkra – metalowy zbiornik. Tak naprawdę schron, a właściwie PRU, jest schronem przeciwradiacyjnym.
Witamy w artefakcie zimnej wojny, kiedy to schrony budowano na dużą skalę, a czasami z tego, co było pod ręką. Kolejarze mieli pod ręką kilka cystern kolejowych. Zbudowali z nich schronienie.
Ktoś powie „wow”, a ja chrząknę smutno i sięgnę po aparat. Fakt jest taki, że to już trzeci schron przeciwbombowy wykonany z metalowych beczek, z jakim się spotkałem. Spodziewałem się przynajmniej tajnego, opuszczonego wielopiętrowego bunkra wojskowego, ale niestety.
Projekt jest typowy, ale istnieją pewne różnice. Na przykład wyjścia awaryjne znajdują się bezpośrednio w suficie, przez włazy! To było tak, jakby wszedł do łodzi podwodnej, a nie do schronu. Wszystko wygląda bardzo, bardzo osobliwie.
Nie ma światła, nie ma zasilania awaryjnego. Bardzo dziwne schronienie z bardzo dziwną konfiguracją wejść i wyjść. Podobno zaczęto go odbudowywać, ale w połowie porzucono prace. Na przykład zdemontowano regały z filtrami pochłaniającymi, ale drzwi są świeżo pomalowane, zawiasy naoliwione, a instalacja elektryczna wygląda świeżo.
Drugą cechą schronu jest jego układ – składa się z dwóch sąsiadujących ze sobą cystern kolejowych; nigdy w tej wersji nie widziałem schronów zbudowanych z czołgów. Podobno za każdym razem kolejarze rozwiązywali problem „wznoszenia i budowania obiektów ochronnych” na różne sposoby, w zależności od terenu i umiejętności.
Ogólnie schronisko jest dość dobrze utrzymane. Nie dotarły do niego ręce wandali – dzięki „ukrytemu” położeniu zachował się zaskakująco dobrze. Choć w razie potrzeby po prostu nie będzie kto się w nim schronić – jednostka wojskowa przy kolei właściwie przestała istnieć.
Znaleziono kolejnego piechura, za pośrednictwem którego zainstalowano wyposażenie schronu. Niestety wejście do niej było zamknięte (prawdopodobnie grubą płytą betonową, która również była zasypana ziemią) – drzwi na powierzchnię zostały zakleszczone, więc w jaki sposób dokładnie „zablokowano” tę konstrukcję, można się tylko domyślać.
A to małe schronisko jest bardziej artefaktem historycznym niż naprawdę niezbędnym obiektem infrastruktury. Ale wejścia okazały się obiecujące… Ile jeszcze podobnych włazów kryje się w lasach i na polach na terenie byłego Związku Radzieckiego – nikt nie wie…
A to oznacza, że musisz patrzeć! To wszystko, dziękuję za uwagę!