Rusłan szedł powoli przez skrzypiący, oślepiający biały śnieg, który pokrywał wszystko wokół niego, i nie zauważył palącego szronu.
W uszach wciąż dzwoniło mi:
-Stań twarzą w twarz ze ścianą! Ręce za plecami! Przygotuj swoje rzeczy do kontroli!
Wracał z kolejnej trudnej zmiany w kolonii kobiecej w Solikamsku. Facet pracował tam już dwa miesiące jako wartownik, ale wciąż nie mógł się przyzwyczaić do tego okropnego miejsca i pomimo tego, że w służbie operacyjnej pracował przez wiele lat, musiał się ze wszystkimi spotkać. Ze względu na prostolinijny charakter został grzecznie poproszony o opuszczenie – z zasady nie brał łapówek i nie wchodził w układy z prawem.
W rezultacie facet został przeniesiony na miejscowy komisariat policji, ale i tu nie pozostał długo, pokłócił się ze swoim szefem, który zażądał formalnego traktowania nielegalnych imigrantów i osób z przeszłością kryminalną oraz dzielenia się prezentami i ofiarami jego.
Żona Lera nękała go bezlitośnie:
-Co z ciebie za idiota, jak na króla nieba! Zejdź już z nieba na ziemię, błagam! Komu potrzebny twój idealizm i uczciwość! Twoi inni koledzy, szybsi i mądrzejsi, od dawna mają przyzwoite dochody! Tak, latem wygrzewają się w morzach, ale wszyscy kulimy się w tym wynajętym jednopokojowym mieszkaniu i żyjemy z jednej pensji bez żadnych perspektyw!
-Nie umiem inaczej żyć i nie będę. A ty, kochanie, mogłabyś też znaleźć pracę, na przykład w przedszkolu, zamiast siedzieć całymi dniami w domu i kapać mi na mózg! – facet się odezwał.
-Czego jeszcze brakowało, ja z wyższym wykształceniem będę myć garnki i wycierać smarki cudzych dzieci! Wolałabym mieć normalnego faceta z pieniędzmi!
Po kolejnym takim skandalu Lera naprawdę spakowała swoje rzeczy i pojechała do kochanka. Para rozwiodła się. Rusłan był bardzo zmartwiony rozstaniem, chciał się upić i zapomnieć, ale jego charakter, mocny jak stal, nie pozwalał na to. Postanowił dać nauczkę upartemu policjantowi rejonowemu, który był już obecny w życiu wszystkich, za karę został przeniesiony do kolonii kobiecej, jako strażnik. Myśleli, że się załamie, nie wytrzyma, ale poprosi, żeby wrócił, stał się bardziej przychylny, jest dobrym specjalistą, zna się na rzeczy.
Rusłan nawet nie wyobrażał sobie, jak moralnie trudno było codziennie widzieć te zwierzęce rozkazy i przezwiska. Ale to wszystko kobiety, niegdyś słodkie, delikatne, bezbronne, ze złamanym i wypaczonym losem, zmuszone tutaj albo się przystosować, albo zmienić w „mężczyznę w spódnicy”: walczyć, przeklinać i walczyć o prawo do normalności jedz i śpij za pomocą pięści, postaw, albo znoś upokorzenie, plucie, znęcanie się i bój się zasypiać, bo istnieje duże ryzyko, że w ogóle się nie obudzisz! Wielu doświadczonych strażników w ogóle nie uważało więźniów za ludzi i traktowało ich jak śmieci, szumowiny życia!
Rusłan nie był jeszcze do tego przyzwyczajony, starał się patrzeć na każdą osobę przede wszystkim jako na osobę, na jednostkę, aby zrozumieć sytuację, a jeśli musiał ukarać, to sprawiedliwie i dla sprawy. Szanowano go za to i nadano mu nawet przydomek „krzemień”!
Facet zamieszkał w chacie byłego leśniczego, dość daleko od kolonii, jakieś cztery kilometry, ale to nawet uszczęśliwiało człowieka, gdy wracał z pracy do domu, przynajmniej trochę się przestawił i podziwiał przyrodę. Kupił sobie psa, ogromnego owczarka syberyjskiego i zamieszkał z Jackiem z dala od wszystkich, na obrzeżach wioski tajgi.
W nocy obudziło go okropne szczekanie swojego zwierzaka, dosłownie wskoczył na płot, wydawało się, że ktoś puka. Rusłan nie chciał umierać, aby wydostać się z ciepłego, nagrzanego łóżka i wejść na przenikliwy chłód!
„Kto to do cholery przyniósł! Z pewnością zawędrowało do niego jakieś zwierzę, dlatego Jack tak wariuje!” – pomyślał facet. Włożył kożuch, przerzucił pistolet przez ramię, na wszelki wypadek, nigdy nie wiadomo, to trudne miejsce, i niechętnie poszedł otworzyć.
Wyglądając przez bramę, Rusłan był zaskoczony; kobieta leżała w śniegu, miała sine usta, zamknięte oczy, ubrana w więzienną ocieplaną kurtkę, filcowe buty i chustę. Zechka, domyślił się. „Martwy czy co? To była jedyna rzecz, której potrzebowałem na wszystkie moje kłopoty!” – facet zaklął i pochylił się, żeby sprawdzić puls. Ku swemu zdziwieniu poczuł słabe, ledwo słyszalne bicie. Pierwszym impulsem było zgłosić zbiegłego więźnia zgodnie z przepisami tam, gdzie powinien się on znajdować i zapomnieć o tym przykrym epizodzie. Ale coś w środku kliknęło, jakby wewnętrzny głos szeptał: „Nie rób tego!” OK, zdecydował Rusłan, przyniosę to do domu, a potem zobaczymy, co z nią zrobić, bo inaczej jeszcze trochę i zamarznie na śmierć albo zwierzęta ją zagryzą. Nawet w pikowanej kurtce kobieta wydawała się całkowicie nieważka, więc z łatwością ją podniósł i położył na łóżku w odległym, małym pokoju, bardziej przypominającym szafę; tutaj było najcieplej. Zdjęwszy pikowaną kurtkę, kobieta zaczęła machać rękami i mamrotać coś niezrozumiale:
-Nie ma potrzeby! błagam! To mnie boli! Nie dotykaj mnie!
Całe jej ciało rzeczywiście było pokryte otarciami, zaschniętymi siniakami i siniakami. Więc pobili cały skład – zgadł facet. Przyglądając się bliżej, zdał sobie sprawę, że dziewczyna była młoda, miała nie więcej niż dwadzieścia pięć lat i pomimo swojego nieestetycznego wyglądu była bardzo piękna. Skóra była biała jak porcelana, a spod szalika wymykały się gęste, brązowe włosy i rozsypywały się po poduszce. Rzadkie brwi, cienki, pełen wdzięku nos i zmysłowe, pulchne usta sprawiały, że obraz był bardzo wyrafinowany, wyraźnie nie była prostaczką. Facet w ogóle nie wiedział, co robić, jak potraktować uciekiniera?
W domu nie było lekarstw, a wyjazd do apteki w środku nocy nie wchodził w grę. Przypomniało mi się, że w stodole na ścianie wisiały pęczki pachnących ziół z dawnego powieszenia leśniczego. To właśnie nimi Rusłan lutował go do rana, nacierał go energicznie alkoholem, co godzinę zmieniał na czoło okład z zimnej wody, zdecydował, niech niech się stanie! Rano znów rozległo się pukanie do drzwi, Jack wyrywał się z łańcucha, słychać było szczekanie psów i głosy.
Pasuje jej, pomyślał facet, nakrył głowę gościa kożuchem, jej pikowaną kurtkę i filcowe buty włożył szalikiem do podziemia i na drżących nogach poszedł je otworzyć. Rozumiał, że gdyby znaleziono ją w jego domu, byłby to koniec jego kariery, a może nawet gorzej!
Robiąc zaspaną minę i ziewając, wyszedł za bramę:
-Co się stało? – zapytał strażników, którzy kręcili się przy progu, psy poszukiwawcze biegały i wszystko obwąchiwały. Na szczęście w nocy była straszna śnieżyca, wszystko było pokryte śniegiem i zwierzęta nie mogły złapać śladu.
-Więzień uciekł wieczorem, wsiadł do samochodu wywożącego materace z terenu. I jak wpadła do wody. Jest tylko twój dom w pobliżu lasu. Czy słyszałeś coś? – zapytał podejrzliwie starszy.